Posiadanie mentora w nauce inwestowania to wielka wartość. Jednak jego znalezienie często nie zależy od nas, lecz jest kwestią szczęścia. Nie każdy je ma. Ale ja takie szczęście miałem. Był nim Robert Żukowski. Trafiłem na niego jako początkujący makler, pracowaliśmy razem w biurze maklerskim. Przede wszystkim zmuszał mnie do myślenia, dzięki czemu dostrzegłem słabości mojej ówczesnej strategii i rozwinąłem swój warsztat. Zainspirował mnie swoim systemowym podejściem do inwestowania. Robert, za całe twoje wsparcie – bardzo ci dziękuję. A was serdecznie zapraszam na jubileuszowy wywiad nr 100, w którym zagłębimy się w meandry analizy technicznej 😉
Od kilku lat zajmujesz się jedynie inwestowaniem na własny rachunek. Czy Twoje wyniki zmieniły się w stosunku do okresu, gdy pracowałeś zawodowo?
Odpowiem tylko tyle, że mniejsza ilość bodźców i celowe ograniczenia dostępu do informacji oraz analiz rynkowych w moim przypadku, pozytywnie wpływa na proces decyzyjny. Często, w zbyt dużej ilości „cennych” informacji , nie dostrzegamy tych podstawowych. Poza tym, obserwacja notowań on-line, jest tak naprawdę obserwowaniem zmienności, a przyglądanie się zmienności wypala emocjonalnie, szczególnie po pewnej ilości bolesnych doświadczeń.
Ile czasu dziennie spędzasz przed wykresami?
Wykresy trzeba przeglądać, ale nie powinno to zajmować to zbyt wiele czasu, ponieważ jeśli się wie , czego się szuka, naprawdę wartościowe formacje „same przychodzą”. Wiem z doświadczenia, że jeśli czegoś się nie dostrzeże na pierwszy rzut oka, to nie warto na siłę szukać pomysłu. Nieczęsto się zdarza, by dobra idea pojawiła się z dnia na dzień. Zwykle proces od wejścia na listę obserwowanych do ewentualnej realizacji, trwa kilka tygodni.
Czy Twoim celem jest być na plusie w każdym roku czy liczy się dla Ciebie bilans dłuższego okresu?
Celem nie powinny być tylko pieniądze. Takie podejście może paraliżować. Prawdziwym celem jest wykonanie konkretnych działań, które na podstawie historycznych statystyk, powinny dać satysfakcjonującą stopę zwrotu. Bardzo mi się podoba podejście Adama Małysza , który zawsze twierdził, że jego celem jest oddać jak najlepszy następny skok. Krótko mówiąc – najważniejsze to skoncentrować się na procesie, a nie na wyniku.
W swoich inwestycjach kierujesz się głównie analizą techniczną. Dlaczego?
Tak, to prawda. Nie czuję się kompetentny na tyle, by podejmować decyzje na podstawie własnej analizy finansów spółek. Na pewno nie mam, w tym zakresie, umiejętności i doświadczenia osób zajmujących się tym zawodowo. Renomowane instytucje upubliczniają jednak wiele rekomendacji, pokrywające większość spółek. Dostęp do analiz więc jest, jednakże z nich nie korzystam.
Wiele osób twierdzi, że analiza techniczna nie działa…
Jest w tym stwierdzeniu pewna nieścisłość. Analiza wykresu i zachowania ceny, nazwę to analizą popytu-podaży, nie ma na celu przewidywania przyszłości. Służy ona wyselekcjonowaniu pomysłów, określenia punktu wejścia, kontroli ryzyka przy prowadzeniu pozycji.
Thomas N. Bulkowski w swojej książce “Encyclopedia of chart patterns” wyliczył sprawdzalność poszczególnych formacji. Czy liczby historyczne nie mogą być podstawą oczekiwań, co do przyszłości?
Bulkowski wykonał olbrzymią pracę, opracowując statystyczną sprawdzalność formacji cenowych. Na pewno warto wziąć to pod uwagę, jeśli ktoś chce takie formacje stosować – przynajmniej przy wstępnej selekcji.
Czy analiza techniczna jest łatwiejsza, niż fundamentalna?
Nie ma jedynej, słusznej i łatwej drogi. Każdy niech robi to, co mu wychodzi 🙂
Czy „dobry analityk” potrafi zarobić na każdej formacji?
Podoba mi się podejście Lindy Raschke, która stwierdziła „All you need is one pattern to make a living” (Potrzebujesz tylko jednego zagrania, by zarobić na życie). Myślę, iż dobrym pomysłem jest skupienie się na jednej klasie aktywów, jednej ramie czasowej i jednym rodzaju zagrania.
Na liście najbogatszych ludzi na świecie można znaleźć inwestorów „fundamentalnych” takich jak Warren Buffet. Dlaczego nie ma tam analityków technicznych?
Polecam lekturę „Market Wizards” Jacka Schwagera. Jest tam kilkadziesiąt wywiadów z inwestorami, którzy odnieśli olbrzymie sukcesy na rynku, stosując różnorodne techniki inwestycyjne, tak fundamentalne, jak i typowo techniczne. Są tam takie nazwiska jak m.in. Ed Seykota, Paul Tudor Jones, Linda Raschke czy Bill Eckhardt.
Które podejście, spośród bohaterów tej książki, jest Ci najbliższe?
Wszyscy rozmówcy Schwagera to są niekwestionowane autorytety . Jeśli miałbym wymienić kogoś z nich, to Davida Ryana i Marka Weinsteina. Z kolei do inwestorów, którzy są dla mnie olbrzymią inspiracją , i których techniki są publicznie znane, wymieniłbym: Nicolasa Darvasa, Richarda Donchiana, Stana Weinsteina czy Petera Brandt.
Jakie są ograniczenia analizy technicznej? Czy w związku z niską płynnością polskiego rynku analiza techniczna może być stosowana jedynie w odniesieniu do kilkudziesięciu największych spółek?
Niska płynność może być ograniczeniem przy dużych aktywach. Przy niedużych wolumenach i odpowiednio długim horyzoncie czasowym nie jest przeszkodą nie do pokonania. Poza tym, niska płynność często wynika ze struktury akcjonariatu, a nie atrakcyjności spółki.
Czy zgodziłbyś się ze stwierdzeniem, że do „polowania na punkty zwrotne” bardziej nadaje się analiza fundamentalna, natomiast analiza techniczna – do gry z trendem?
Coś w tym jest. Zdarza się, że jakaś informacja ze spółki, bądź z jej otoczenia jest, teraz to takie modne słowo, ale oddające istotę rzeczy – „game changerem”. Ale z drugiej strony, takie istotne informacje, mają również swoje odbicie w zmianach ceny.
Czy jesteś zwolennikiem łączenia analizy technicznej i fundamentalnej?
Moja analiza fundamentalna, ze względu na ograniczenia, o których wspomniałem wcześniej, jest mocno uproszczona, i sprowadza się do konceptu CANSLIM Williama O’Neila. Tak naprawdę ważne jest, czy interesująca mnie firma produkuje coś, lub świadczy usługi, na który jest popyt. I czy zarabia na tej działalności. By poszerzyć swą wiedzę w tym zakresie korzystam z poleconego mi przez specjalizującego się w inwestycjach w wartość, Piotra Żółkiewicza, kanału Investors Archive na YT. Są tam tysiące godzin rozmów z najwybitniejszymi inwestorami. Jest to wspaniałe źródło informacji.
Jaki jest twój horyzont inwestycyjny? Ile czasu trwa przeciętnie pojedyncza inwestycja?
Od kilku tygodni do kilku lat. Myślę, że wydłużanie horyzontu inwestycyjnego jest naturalnym procesem, w procesie dojrzewania inwestora.
Jakiej oczekujesz stopy zwrotu oraz jaki akceptujesz poziom ryzyka?
Nie mam z góry określonej stopy zwrotu, bo nie wiadomo co przyniesie rynek. „Sky is the limit” – przy takim podejściu “osunięcie kapitału” przy pojedynczej inwestycji o kilkadziesiąt procent nie jest czymś niezwykłym, zwłaszcza gdy się podejmuje decyzje w oparciu o wykresy wieloletnie. Oczywiście nie jest to przyjemne doświadczenie, lecz by uczestniczyć w mocnym, długim trendzie, jest to niestety konieczne.
W jakie instrumenty inwestujesz?
Tylko akcje. Specjalizacja jest ważna by utrzymać koncentrację na tym, co ważne. Zajmowanie pozycji, często przeciwstawnych na różnych rynkach – akcji, kontraktów, walut czy towarów jest niezwykle absorbujące. Pewnie są tacy którzy to potrafią. Ja się do nich nie zaliczam.
Czy zdarza ci się zajmować krótką pozycję?
Okazjonalnie. By to zrobić, musi być naprawdę dobry powód.
Jakimi narzędziami się posługujesz?
Jedynymi narzędziami którymi się posługuję jest cena i wolumen, który potwierdza (lub nie) jej zachowanie. Wierzę, jak napisali Edwards i Magee w „Technical Analysis of Stock Trends”, że cena rynkowa odzwierciedla nie tylko wyceny różnych instytucji, ale także takie trudne do zdefiniowania czynniki jak np. nadzieję, strach, nastroje rynkowe itd. Zawierają się w niej wszystkie racjonalne, jak również nieracjonalne czynniki.
Czy skuteczny timing jest możliwy? Stosowanie dywersyfikacji zakłada, że raczej nie…
Dywersyfikacja jest potrzebna, by mieć szansę przeżycia na rynku. Dobry timing, który wielu definiuje jako kupowanie w okolicach dołków, a sprzedawanie przy szczytach, na krótką metę może się zdarzyć, ponieważ wynika on z losowości. W dłuższym horyzoncie jednak wynik zależy od umiejętności wykorzystania średnio- i długoterminowych trendów.
Jak dobierasz wielkość pozycji?
Zmienna wielkość pozycji to potężne narzędzie. Najważniejsze w Money Management, a jakże niedoceniane. Pozycja powinna być na tyle mała, by ewentualna strata na niej „nie zabiła”, i na tyle duża, by „poczuć” ewentualny zysk.
Czy, po tylu latach praktyki, podczas inwestowania odczuwasz jeszcze stres? Jak radzisz sobie z emocjami?
Radzenie sobie z emocjami jest kluczowe. Z mentalnego punktu widzenia, w inwestowaniu najtrudniejsze są dwie rzeczy. Pierwsza, to cierpliwość, w oczekiwaniu na zdefiniowany przez siebie sygnał. Druga z kolei, to umiejętność pogodzenia się z tym, że nie zawsze nasze działania przynoszą oczekiwane efekty.
Długotrwały stres towarzyszący inwestowaniu może prowadzić do wypalenia. Czy zdarzały ci się okresy, gdy nie miałeś ochoty patrzeć już na wykresy?
Oczywiście, są trudne chwile. Nawet tygodnie czy miesiące. Najważniejsza jest wiara w to, co się robi. Kluczem jest przekonanie, że stosowany przez nas sposób działania umożliwia, po pierwsze – przeżycie na rynku, po drugie – że oczekiwana stopa zwrotu w dłuższym terminie jest dodatnia.
Rozwiązaniem problemu nadmiaru emocji w pewnym stopniu mogą być automatyczne systemy inwestycyjne. Czy to według Ciebie dobry pomysł?
To dobry pomysł, jednakże automatyczny system inwestycyjny powinien być „skrojony” indywidualnie pod każdego inwestora, niezbyt skomplikowany, tzn. nie mnożący stopni swobody (jak najmniej filtrów). Pokusą , której trudno się oprzeć jest również nadmierna optymalizacja systemu. Korzystanie z automatyzacji podejmowania decyzji czy „checklist” jest powszechne w każdej dziedzinie życia. Lekarze oceniają kondycję noworodków skalą Apgar, piloci mają swoje procedury przedstartowe, czy też na wypadek nieprzewidzianych zdarzeń. Handel na rynkach jest opanowany w znacznej mierze przez automaty.
Wydaje mi się, że inwestorzy, nawet podejmujący decyzje w sposób uznaniowy, starają się w pewien sposób „zautomatyzować” swoje decyzje, określając różnorodne warunki brzegowe rozpoczęcia, bądź zamknięcia transakcji.
Dlaczego tak ważne jest, aby taki system był „skrojony” pod konkretna osobę? Czy takiego systemu nie może używać ktoś, kto nie wie co w nim jest?
Istotne jest, by system transakcyjny odzwierciedlał temperament, skłonność do ryzyka, czy przekonania użytkownika. A najlepiej, by sam go, jeśli nie zaprojektował, to przynajmniej opisał założenia. Użytkownik musi się czuć komfortowo z tym narzędziem, wiedzieć dlaczego jego system robi to, a nie co innego, jaka jest trafność systemu, jego historyczne stopy zwrotu czy maksymalne obsunięcie kapitału.
Większość osób nie ma czasu i chęci na aktywne inwestowanie/spekulację. Warren Buffet zalecał takim osobom inwestowanie pasywne (kupić cały indeks i trzymać w długim terminie). Czy takie osoby powinny według Ciebie inwestować właśnie pasywnie czy może w ogóle nie powinny inwestować?
Warren Buffett jak zwykle, ma rację. Najlepiej by było inwestować w jego wehikuł inwestycyjny, czyli Berkshire Hathaway :).
Czy w podejściu pasywnym widziałbyś miejsce na rebalancing lub „uśrednianie w dół”?
Rebalancing czy „uśrednianie w dół” to nie moja bajka, jednakże dostrzegam pewne plusy takiego podejścia przy długoterminowym, systematycznym oszczędzaniu.
Na koniec powiedz proszę, skąd czerpać wiedzę?
Przede wszystkim dużo czytać. Nie tylko podręczniki, ale też rzeczy wydawałoby się odległe od finansów. Jest cała masa inspirującej literatury.
Niektórzy mówią, że książki można sobie darować, bo najlepszym nauczycielem jest rynek…
To prawda, że rynek jest najlepszym, choć surowym nauczycielem. Ale dlatego właśnie warto mieć choćby siatkę pojęć, przykłady różnych technik inwestycyjnych. Wszystko po to, by wiedzieć, czego szukać, co nam odpowiada, z czy sobie emocjonalnie poradzimy. Bez dwóch zdań – czytanie, i to nie tylko literatury fachowej – rozwija i poszerza horyzonty.
Co byś polecił?
Nie sposób wymienić wszystkich pozycji, które wywarły na mnie wpływ, jednakże do najważniejszych dla mnie książek zaliczam trzy pozycje. Pierwsza to Daniel Kahneman „Pułapki myślenia” – to finanse behawioralne w pigułce, no, w pigule. Mogę powiedzieć, że to najważniejsza rzecz, jaką czytałem w ostatnich latach. Druga pozycja to Nassim Nicholas Taleb „Slepy traf”, która pozwoliła mi zrozumieć, jak losowość wpływa na nasze życie, i jak z nią żyć. Ostatnia pozycja – Malcolm Gladwell „Błysk. Potęga przeczucia” – dzięki niej już wiem, że szybkie decyzje bywają równie trafne jak te, podejmowane z rozwagą i ostrożnie.