ETF-y nie są Swiętym Graalem inwestowania ani lekiem na wszystkie bolączki inwestorów. Jeżeli ktoś inwestuje bez żadnego planu, to nawet najlepsze ETF-y nie pomogą. Brak planu to tylko jeden z przykładów większych bądź mniejszych błędów przy inwestowaniu w ETF-y. Postanowiłem zebrać błędy, które najczęściej dostrzegam u początkujących inwestorów, które sam popełniałem lub nadal zdarza mi się popełniać. Tak powstała lista 20 błędów wraz z receptami na ich rozwiązanie. Są one związane ze strategią, selekcją i transakcjami/rozliczeniami.
Wersja do oglądania
Wersja do słuchania
Słuchaj także w:
Wersja tekstowa
1. Brak strategii
Które ETF wybrać? Który dom maklerski jest najlepszy? To pytania, które osoby początkujące zadają jako pierwsze. Nie twierdzę, że nie są to sprawy ważne. Oczywiście są, zresztą dalej będę o tym mówił. Ale nawet najlepsze ETF-y nic nam nie dadzą, jeśli nie mamy planu inwestycyjnego. To sprawa fundamentalna. Jeśli traciłeś pieniądze na Forexie, kryptowalutach, kontraktach terminowych, akcjach, to na ETF-ach pewnie też będziesz tracił, bo prawdopodobnie działasz po omacku. Musisz zmieć plan.
Swoją przygodę z inwestowaniem zacząłem od funduszy inwestycyjnych – w 2006 roku nikt w Polsce nie słyszał o ETF-ach. Moja strategia wyglądała tak, że jak rynek rósł kilka procent, to sprzedawałem fundusz o byłem szczęśliwy, że “zrealizowałem zysk”. Odczuwałem przyjemność dzięki świadomości, że w kilka dni zarobiłem tyle, ile na lokacie (wówczas) zarobiłbym dopiero po roku. Gdy rynek spadał, to po prostu czekałem do skutku “aż się odbije”. Brzmi znajomo? 🙂 Dopóki trwała hossa, bardzo dobrze się to sprawdzało. Ale bessa w latach 2007-2009 “rozjechała” mój rachunek a ja boleśnie przekonałem się o tym, że tak na prawdę nie miałem żadnej strategii.
Zanim zaczniesz inwestować, spróbuj zadać sobie choćby podstawowe pytania:
- Jaką część portfela chcę mieć zainwestowaną bezpiecznie, a jaką ryzykownie?
- Jaki jest mój horyzont inwestycyjny – na jak długo mogę zostawić pieniądze, jak długo nie będę ich potrzebował?
- Ile jestem gotowy stracić lub jaką zmienność jestem w stanie tolerować?
- Co zrobię, gdy rynek nie będzie rósł, jak oczekuję, lecz będzie spadał? Czy sprzedam wszystko jak portfel spadnie o 5%/10%/20% czy może dokładnie odwrotnie – będę kupował wraz ze spadkami.
- Kiedy sprzedam swoje inwestycje?
- Czy chcę inwestować aktywnie czy pasywnie?
Dzięki odpowiedziom na nie powstaną zręby Twojej strategii.
2. Podejmowanie zbyt dużego ryzyka
Jednym z najbardziej podstawowych pytań, jakie trzeba sobie zadać, budując strategię, jest to, jaka jest moja skłonność do ryzyka. Sprowadza się do tego, jaką zmienność portfela i obsunięcia kapitału jestem w stanie wytrzymać. Przy zbyt dużym ryzyku, czyli zbyt dużym udziale części ryzykownej, pojawiają się nadmierne emocje, które często złym doradcą.
Większość ludzi ma niską skłonność do ryzyka. Sam mogłem to zaobserwować, pracując w banku z klientami indywidualnymi. Stawiam tezę, że większość osób nie jest w stanie wytrzymać większego ryzyka niż 30%. Innymi słowy większość ludzi powinna mieć w portfelu maksymalnie 30% aktywów ryzykownych, którymi przeważnie są akcje (czasem złoto lub inne aktywa). Jeżeli zastanawiasz się, jak duży udział w Twoim portfelu powinna stanowić część ryzykowna, i za bardzo nie wiesz, to prawdopodobnie powinna być to mniejszość. 🙂
“Zasadę 30%” traktowałbym jako ogólny punkt wyjścia. Ostatecznie to sprawa bardzo indywidualna. To, jak ryzykowny powinien być nasz portfel, to sprawa indywidualna i powinna zależeć od takich elementów jak wiek czy poziom wiedzy o inwestowaniu.
3. Optymalizacja historyczna
Każdy chce zarobić, jak najwięcej – prawda? Chcąc zmaksymalizować zyski często chcemy stworzyć portfel idealny, aby znajdowały się w nim takie regiony, rynki, segmenty, tematy, które okażą się najbardziej zyskowne. Aby je znaleźć często sprawdzamy, co historycznie przynosiło najwyższe stopy zwrotu. Dla przykładu, widzimy że w ostatnich 15 latach Chiny dały więcej zarobić niż rynki wschodzące ogółem i wyciągamy wniosek, że w przyszłości będzie tak samo. Jest to pułapka. Historyczne stopy zwrotu wcale nie muszą się powtórzyć w przyszłości. Nie twierdzę, że Chiny nie będą potęgą. Ale my tego nie wiemy. Jeszcze 30 lat temu Japonia biła na głowę inne rynki, ale od dłuższego czasu ten rynek zachowuje się dużo gorzej. Po prostu nie ma gwarancji, że dobre wyniki się powtórzą.
4. Brak dyscypliny
Wybraliśmy strategię, ale nie jesteśmy konsekwentni w jej realizacji. To kolejny duży problem. Często wynika to z tego, że nasz portfel jest zbyt ryzykowny i emocje w trudnych momentach biorą górę i każą nam “uciekać” w nieodpowiednich momentach.
Dlatego ważne jest, aby dobrze dobierać poziom ryzyka portfela.
5. Przyjmowanie zbyt krótkiego horyzontu inwestycyjnego
Bardzo częste pytanie, które pojawia się na naszej grupie dyskusyjnej brzmi: który fundusze ETF polecacie na okres 1 roku? Uczciwa odpowiedź powinna brzmieć: żadnego.
ETF na akcje co do zasady są rekomendowane na długi okres, min. 5 lat. Ale lepiej mieć jeszcze dłuższy horyzont, rzędu 10, 15 czy 20 lat.
ETF na obligacje teoretycznie powinny nadawać się na krótki okres. Jednak nie ma jeszcze ETF-ów na polskie obligacje PLN lub na obligacje zagraniczne typu PLN-hedged. A w przypadku obligacji kurs walutowy potrafi mocno podnieść zmienność. Takie instrumenty (niezabezpieczone walutowo) mają na tyle duża zmienność, że w ich przypadku też należałoby przyjąć horyzont przynajmniej kilkuletni. Całe szczęście niedługo powinien się pojawić pierwszy ETF na polskie obligacje (naśladujący indeks TBSP). Miejmy nadzieję, że w dłuższym horyzoncie pojawią się też ETF-y na obligacje zagraniczne PLN-hedged. Póki co tego typu instrumenty są dostępne w formule funduszy indeksowych.
6. Wygórowane oczekiwania
Moje doświadczenia w pracy z inwestorami indywidualnymi pokazały mi, że inwestorzy bardzo często mają wygórowane oczekiwania. Oczekiwana stopy zwrotu bardzo często oscyluje wokół 10%. Rynek akcji przeciętnie zarabia raczej nieco mniej, więc jest to i tak w miarę rozsądne oczekiwanie. Jednak akceptowalna strata czy obsunięcie kapitału bardzo często wynoszą ok. 0. W stosunku do oczekiwanej stopy zwrotu na poziomie 10% jest to całkowicie nierealistyczne.
Ciężko powiedzieć, jak zaradzić oderwanym od rzeczywistości oczekiwaniom. Teoretycznie pomóc powinna analiza historycznych stóp zwrotu i ryzyka. Jednak dostęp do danych historycznych jest bardzo powszechny, a jednak wygórowane oczekiwania są dość powszechne. Wydaje mi się, że czasem potrzeba zwyczajnie czasu – sparzyć się kilka razy i nabrać pokory do rynku.
7. Rozdrabnianie portfela
Na całym świecie dostępnych jest już 8000 ETF-ów, z tego ok. 2500 w Europie. Oferta domów maklerskich obejmuje przeważnie kilkaset instrumentów. Przy tak szerokim wyborze istnieje pokusa, aby wybrać do portfela wiele ETF-ów, które zapewniają ciekawe, wg nas, ekspozycje.
Przy dużym portfelu nie jest to problemem. Chociaż, wiadomo, że mnogość pozycji w portfelu komplikuje zarządzanie nim. Natomiast jeśli nasz portfel jest mały, może się okazać, że przez rozdrobnienie portfela będziemy płacić wysokie prowizje, co zmniejszy efektywność naszych inwestycji.
Polecam stosować zasadę “mniej znaczy więcej“, zwłaszcza na początku przygody z inwestowaniem, a szczególnie przy małym portfelu. Jeden – to na prawdę bardzo dobra liczba ETF-ów w portfelu. Chociaż do prostoty trzeba czasem dojrzeć, co dotyczy też mnie samego. 🙂
8. Przykładanie zbyt dużej wagi do selekcji ETF
Jak wybrać najlepszy ETF w swojej grupie? To bardzo częste pytanie. ETF-y różnią się od siebie, warto robić analizę i dokonywać selekcji najlepszych. Ale nie warto poświęcać temu przesadnie dużo czasu. Spójrzmy na przykład ETF-ów na popularne indeksy MSCI ACWI oraz FTSE All-World. Zachowują się prawie identycznie. Oczywiście różnią się pewnymi niuansami, ale nie przesadzajmy. Nie ma sensu poświęcać wielu godzin na taką analizę. Trzeba zachować zdrowy rozsądek.
9. Błędna ocena efektywności (TER za miast Tracking Difference, Tracking Difference – porównywanie funduszy naśladujących różne indeksy)
Chcąc wybrać najbardziej efektywny fundusz, patrzymy na koszty. W Polsce przyjęło się operować opłatą za zarządzanie. Jest to główny, ale niej jedyny koszt prowadzenia funduszu. Wszystkie koszty, co do zasady, powinny zostać ujęte we wskaźniku TER, czyli Total Expense Ratio. Operowanie tym wskaźnikiem jest normą na rynkach zachodnich.
Zdarza się, że inwestycja w dany fundusz wiąże się z kosztami, których nie widać “gołym okiem”, czyli takich które z pewnych powodów nie zostały ujęte we wskaźniku TER. Mogą to być np. sprawy podatkowe. Dlatego do oceny efektywności funduszu ETF najlepiej skorzystać ze wskaźnika Tracking Difference. Pod tą skomplikowaną nazwą kryje się bardzo prosty rachunek. Jest to po prostu różnica między wynikiem fundusz oraz indeksu, który on naśladuje.
Jeżeli chodzi o posługiwanie się samym wskaźnikiem Tracking Difference częstym błędem jest porównywanie funduszy naśladujących różne indeksy. To nie ma najmniejszego sensu. Trzeba porównywać jabłka do jabłek, a więc zamiast porównywać np. całą grupę funduszy na rynki wschodzące, porównać tylko te fundusze, które naśladują ten sam indeks.
10. Pomijanie wielkości funduszu
Najtańsze fundusze nie zawsze są najlepszym wyborem. Jeżeli fundusz ma niskie koszty, ale ma niewielkie aktywa, może się okazać to wcale nie będzie najkorzystniejsza opcja. Poza kosztami funduszu są też koszty transakcyjne – są nimi nie tylko prowizje, ale także spready, czyli różnice między ofertami kupna i sprzedaży. Generalna zasada jest taka, że im większy fundusz, tym większa płynność (wielkość obrotów) oraz tym mniejsze spready. Może się więc okazać, że wybierając najtańszy funduszu zaoszczędzimy kilka pipsów w skali roku, ale przez spready będzie to na końcu mniej opłacalne.
11. Przekreślanie replikacji syntetycznej
ETF-y dzielą się pod względów sposobu, w jaki naśladują indeksy. Jedne robią to fizycznie, kupując bezpośrednio akcje czy obligacje do swojego portfela. Inne stosują instrumenty pochodne, przeważnie SWAP-y – ta metoda replikacji nazywa się syntetyczną.
Najbardziej naturalnym wyborem są ETF-y replikujący fizycznie. Metoda, którą stosują, jest łatwa do zrozumienia, co jest bardzo ważne w kontekście zasady “inwestuj w to, co rozumiesz”.
ETF-y-replikujące syntetycznie bywają czasem uznawane za niebezpieczne. Nie jest to zgodne z prawdą, jest to mit. Syntetyki bywają uznawane za “te złe” a fizyki za “te dobre”. To niesprawiedliwa ocena. Poziom bezpieczeństwa obydwu typów ETF-ów jest zbliżony, czyli bardzo wysoki. Zwłaszcza obecnie. Oba typy funduszy podlegają restrykcyjnym europejskim regulacjom.
W niektórych przypadkach replikacja okazuje się korzystna – kiedy budujesz portfel bardziej selektywnie. Na niektórych rynkach syntetyki dają przewagę. Przykładem jest rynek amerykański – jeżeli chciałbyś wybrać fundusz na USA, wśród najbardziej efektywnych są same syntetyki (Swap based unfunded).
12. Wykorzystywanie ETF lev i short i towarowych długoterminowo
ETF-y zostały stworzone do inwestowania długoterminowego, ale można jest wykorzystywać również krótkoterminowo. Do daytradingu najczęściej wykorzystuje się ETF-y lewarowane lub short. To akurat “nie moja bajka”, nie zajmuję się krótkoterminowym handel, ale jeżeli ktoś chce, droga wolna.
Tylko warto właśnie pamiętać, że ETF-y lewarowane i short przeznaczone są inwestowania krótkoterminowego. Rekomendowany horyzont inwestycyjny wynosi 1 dzień. Teoretycznie możnaby wykorzystać je w horyzoncie długim, ale nie byłoby to zbyt korzystne. Specyfika ich budowy powoduje, że w im dłuższy termin tym gorzej fundusz naśladuje indeks bazowy – im dłuższy termin, tym większe różnice w wyniku.
Dlatego ETF-y lewarowane i short nie nadają się do inwestowania długoterminowego. To narzędzie dla inwestorów krótkoterminowych.
13. Pomijanie ryzyka walutowego obligacji
Podobnie jak ETF-y akcyjne, ETF-y obligacyjne są szeroko dostępne dla polskich inwestorów. Są to jednak instrumenty niezabezpieczone przed zmianą kursu walutowego EUR/PLN lub USD/PLN. To powoduje, że ich zmienność jest dużo wyższa niż byśmy oczekiwali po funduszu “bezpiecznym”, bo tak co do zasady traktujemy inwestycje w obligacje.
Jeżeli ktoś ma wysoką tolerancję na ryzyko i akcje stanowią zdecydowana większość jego portfela, a obligacje są jedynie dodatkiem, wspomniane ryzyko walutowe nie ma znaczenia. Jednak w przypadku inwestorów konserwatywnych, w portfelu których większość portfela stanowi część bezpieczna, ma to duże znaczenie. Póki co tacy inwestorzy powinni rozważyć rezygnację z ETF-ów obligacyjnych i spróbować zastąpić je np. detalicznymi obligacjami skarbowymi emitowanymi przez polski rząd. Sam jakiś czas temu przerzuciłem się na obligacje indeksowane inflacją.
Jak wspomniałem wcześniej, niedługo powinien pojawić się pierwszy ETF na polskie obligacje, który może być ciekawą alternatywą dla ETF-ów obligacji zagranicznych niezabezpieczonych walutowo.
14. Korzystanie z ETF-ów dystrybucyjnych w okresie akumulacji kapitału, zwłaszcza przy małym portfelu
ETF-y dzielą się na akumulacyjne oraz dystrybuucyjne. Różnica tkwi w sposobie gospodarowania dywidendami czy odsetkami, które fundusze otrzymuje od swoich inwestycji – jedne wypłacają pieniądze inwestorowi (dystrybuujące) a drugie powiększają aktywa funduszu (akumulujące), a tym samym wycenę certyfikatu inwestycyjnego, który posiada klient.
ETF-y dystrybuujące mogą wydawać się atrakcyjne ze względów behawioralnych – wypłacają pieniądze jak lokata lub obligacje. Nie jest to jednak rozwiązanie zbyt efektywne, zwłaszcza przy małym kapitale. Przykładowo, jeśli zainwestowaliśmy w fundusz 5000 zł, stopa dywidendy wynosi np. 3%, to na rachunek wpłynie nam 150 zł. Jeżeli jesteśmy na etapie budowy kapitału i reinwestujemy otrzymywane wypłaty, to może się okazać, że prowizja “zje” nam kilkanaście procent reinwestowanej kwoty (domy maklerskie często stosują minimalne wartości prowizji). Od takiej dywidendy trzeba też zapłacić podatek, więc kwota która zostanie z powrotem zainwestowana będzie mniejsza o wysokość podatku. Dlatego efektywność takiej inwestycji jest mniejsza.
Okres akumulacji kapitału przeważnie trwa do emerytury. W tym okresie okresie co do zasady bardziej efektywnym rozwiązaniem są ETF-y akumulujące dywidendy.
15. Patrzenie wyłącznie na stawkę prowizji i nieuwzględnianie innych opłat
Prowizja to główny koszt transakcyjny, na który zwracamy uwagę. Jest to przeważnie koszt główny, ale bywają wyjątki. Poza tym nie jest to koszy jedyny. Dodatkowym kosztem jest koszt przewalutowania.
Polskie domy maklerskie dzielą się na takie, które mają wyższe prowizje oraz niższe koszty przewalutowania oraz takie, gdzie prowizje są niskie (lub ich nie ma) a koszty przewalutowania są wyższe.
Poza tym czasem mogą pojawiać się koszty przechowywania papierów, a u zagranicznych brokerów koszty przelewów czy opłaty za brak aktywności na rachunku.
Warto zawsze uwzględnić całą Tabelę Opłat i Prowizji i ocenić, który dom maklerski ma ofertę, która najlepiej się sprawdzi przy naszej strategii.
16. Nierozliczanie dywidend od ETF-ów zagranicznych
ETF-y dystrybuujące wypłacają dywidendy swoim inwestorom. W przypadku instrumentów polskich, czyli zarejestrowanych w Polsce, podatek pobierany jest automatycznie. Przy czym trzeba zaznaczyć, że obecnie wszystkie polskie ETF-y (na ten moment tylko Beta ETF) akumulują dywidendy, więc nie ma w ogóle takiego tematu.
Natomiast w przypadku dywidend od ETF-ów zagranicznych, trzeba samodzielnie obliczyć podatek i uwzględnić go w rozliczeniu na koniec roku. Uwaga, chodzi nie tylko o ETF-y zagraniczne notowane na rynkach zagranicznych, lecz także ETF-y zagraniczne notowane w Polsce – na GPW. Takim przypadkiem jest Lyxor S&P500. Swoją to jeden z bardziej efektywnych ETF-ów na S&P500. Jednak wypłaca on dywidendę, którą mamy obowiązek sami rozliczyć (no chyba, że posiadamy go na rachunku IKE lub IKZE). NIE JEST ONA UWZGLĘDNIONA W PIT8C, który otrzymujemy od domu maklerskiego po zakończonym roku. Jeżeli go posiadasz, lecz nie odprowadzałeś samodzielnie podatku od dywidendy i do tej pory Urząd Skarbowy Cię nie ścigał, to trzeba się cieszyć. Ale może być tak, że kiedyś Cię o to zapyta. Dlatego należy rozliczać podatek od dywidend. Aby uniknąć te uciążliwości, należy albo korzystać z rachunków IKE/IKZE albo z ETF-ów akumulujących dywidendę.
17. Ignorowanie IKE/IKZE
ETF-y są narzędziem, którego atutem są niskie koszty. Tą korzyść w największym stopniu można odczuć w długim terminie. Dlatego ETF-y są, według mnie, idealnym rozwiązaniem z punktu widzenia oszczędzania na emeryturę. Jeżeli ktoś ma horyzont emerytalny a nie korzysta z rachunków IKE lub IKZE, popełnia duży błąd. Dzięki nim można dużo pieniędzy zaoszczędzić na podatkach.
Przykładowo, jeśli będzie inwestować przez 30 lat, co roku kwotę 10 tys zł., to zakładając stopę zwrotu 4% rocznie, na koniec inwestycji będzie uzbierasz prawie 600 tys zł, a Twoja oszczędność podatkowa wyniesie ponad 50 tys zł. Chyba nie ma nikogo kto wolałby oddać te pieniądze fiskusowi, niż zostawić je swoim portfelu.
Wiele osób nie chce korzystać z rachunków emerytalnych, bo nie wie czy dotrwa z inwestycjami do ustawowych terminów, gwarantujących zwolnienie podatkowe. W przypadku IKE do zwolnienia podatkowego uprawnia osiągnięcie 60. roku życia. Jednak wiele osób pomija fakt, że takie IKE jest opłacalne, nawet jeśli nie dotrwamy do 60. i wypłacimy pieniądze wcześniej. IKE nie nakłada na nas żadnych kosztów lub ograniczeń, a daje nam możliwość uzyskania dodatkowych korzyści.
Inwestując przez rachunek zwykły, podatki musimy płacić co roku (jeśli mamy zysk), a przy IKE jedynie na końcu – od “bilansu zysków i strat”. Więc jeśli, przykładowo, kończymy inwestowanie po 10 latach, przez pierwsze 5 lat mieliśmy zyski, a przez kolejne 5 straty, to mimo, że na koniec wyszliśmy na zero, to przez pierwsze 5 lat co roku płaciliśmy podatek od zysków. Tymczasem, gdybyśmy inwestowali przez IKE, podstawą opodatkowania byłby “bilans” z całego okresu.
18. Niepotrzebne przewalutowania
Pieniądze na rachunek maklerski możemy wpłacać w PLN lub bezpośrednio w walucie obcej zakupionej np. w kantorze internetowym. U brokerów polskich i zagranicznych koszty wymiany walutowej często są tak niskie, jak w żadnym kantorze. Dlatego wymiana waluty bezpośrednio u brokera to często dobry pomysł.
Większość domów maklerskich, w których kupujemy walutę daje nam możliwość kontynuowania inwestycji w raz kupionej walucie. Więc jeśli dokonaliśmy pierwszej inwestycji i towarzyszył tej transakcji zakup EUR, to przy ewentualnej sprzedaży i zakupie kolejnego instrumentu można wykorzystać wcześniej zakupione EUR, bez konieczności “powrotu do PLN” za każdym razem.
Wyjątkiem od tej reguły jest rachunek e-Makler w mBank – tam każda transakcja kupna wiąże się każdorazowo z zakupem EUR, USD lub GBP a przy sprzedaży następuje ponowna wymiana na PLN. Spready walutowe w mBank są dość niskie (0,1% od pojedynczej transakcji), więc nie jest to duży problem, a już na pewno żaden problem, jeśli mamy długoterminową pasywną strategię, polegającą tylko na dopłacaniu do rachunku bez przenoszenia środków między funduszami. Natomiast, jeśli chcemy działać bardziej aktywnie, to lepiej otworzyć inny rachunek – albo rachunek w innym domu maklerskim albo inny rachunek w mBanku (rachunek maklerski w BM mBank to co innego niż eMakler).
19. Niekorzystanie z arkusza zleceń
Jeśli inwestujemy w ETF-y na GPW polecam korzystać z arkusza zleceń. Dość powszechnym standardem rynkowym jest, że pakiet notowań zawierający po jednej ofercie kupna i sprzedaży jest oferowany bezpłatnie. Korzystajmy z tego. To pomaga zaplanować transakcje i może doprowadzić do uzyskania lepszych kursów transakcyjnych.
Arkusz zleceń może być szczególnie przydatny podczas składania zleceń na zamknięciu sesji. Wówczas w arkuszu zleceń nie ma już animatora, więc np. składając zlecenie PKC, możemy doprowadzić do zawarcia transakcji po cenach mocno odbiegających od rynku.
20. Błędne określanie wielkości zlecenia
Na koniec chciałbym przestrzec przed błędem, który kilka razy mi się zdarzył, na szczęście bez konsekwencji. 🙂 Składając zlecenie trzeba określić jego wielkość i wpisać liczbę nabywanych instrumentów. Łatwo ją obliczyć dzieląc kwotę, którą planujemy zainwestować przez aktualny kurs instrumentu. Pułapka polega na tym, że na co dzień operujemy w PLN, a w ETF-y zagraniczne inwestujemy w innych walutach, np. EUR. Więc jeśli chcemy zainwestować 10 tys zł, to pamiętajmy, aby przed podzieleniem przez aktualny kurs, trzeba podzielić tą kwotę przez kurs aktualny kurs walutowy. Inaczej okaże się, że złożyliśmy zlecenie 4,5 razy za duże (zakładając kurs EUR/PLN 4,5). Zdarzyło mi się to kilka razy – na szczęście bez konsekwencji, bo były to zlecenia z limitem ceny niższym niż aktualny kurs rynkowy, więc się nie wykonały. W porę udało mi się zorientować, że popełniłem błąd i zdążyłem anulować zlecenia. 🙂