Daniel Kostecki – doświadczony analityk rynków finansowych. Przez wiele lat związany był z domem maklerskim XTB, m.in. jako Dyrektor Departamentu Analiz Rynkowych. W 2016 rzucił etat, aby stworzyć swoją telewizję internetową – RynkiNaŻywo.tv. Od stycznia jest również głównym analitykiem w Conotoxia Ltd (związana z Cinkciarz.pl). Ostatnio pochwalił się wynikami swojej strategii inwestycyjnej opartej o certyfikaty inwestycyjne dostępne na GPW. W ciągu 15 miesięcy zarobił 17,5% (czyli 14% w skali roku). O tym, jak wygląda ta strategia opowiedział w wywiadzie, którego mi udzielił.
Ostatnio pochwaliłeś się wynikami jednej ze swoich strategii. W jakim okresie ją realizowałeś?
Na rynkach jestem obecny ogólnie od 2007 roku, a ten portfel i założenia o których będziemy mówić został założony w październiku 2017 roku. Zatem jego historia jest bardzo krótka i sięga 14-15 miesięcy. Jest to jeden z rachunków który posiadam, natomiast jego głównym założeniem jest korzystanie z instrumentów dostępnych na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie, systematyczne dodawanie do niego środków i zarządzanie tak, jak własnym prywatnym funduszem absolutnej stopy zwrotu – o czym w dalszej części.
Czy inwestowałeś realne pieniądze?
Od początku prowadzenia rachunek ten został zasilony łącznie kwotą 25 000 zł, które stanowiły nadwyżkę finansową z ostatnich miesięcy, którą mogłem na ten cel przeznaczyć.
Jaką uzyskałeś stopę zwrotu?
Na dzień 25 stycznia tego roku stan rachunku wynosił 29 374 zł, co daje stopę wzrostu na poziomie 17,5 proc.
Ile wynosiło maksymalne obsunięcie kapitału?
Niestety maksymalne obsunięcie kapitału w tym czasie wynosiło 20 proc., co widać na wykresie w okresie sierpień-wrzesień. Celem na ten rok jest zminimalizowanie takiego obsunięcia.
Ile zawarłeś transakcji?
Łączna liczba transakcji kupna danych instrumentów wyniosła 146. Tyle decyzji zostało w tym czasie podjętych, ale część z nich to również decyzja o dokupieniu posiadanego już waloru. Np. samo PEKAO pod dywidendę zbierałem łącznie przez 9 transakcji. Zatem informacja ta może niewiele wnosić i wydaje się wtedy, że pomysłów było sporo, a tutaj np. był jeden pomysł, ale rozbity na wiele transakcji. Gdyby wykluczyć powtarzające się instrumenty łącznie ich liczba wyniesie 29. Średnia wartość zlecenia wyniosła 1478 zł.
Czy na podstawie tej liczby transakcji można powiedzieć, że osiągnięty wynik to nie przypadek?
Czy taki wynik był przypadkiem czy też nie, to już zweryfikują kolejne lata, które mam nadzieję przyniosą jeszcze więcej ciekawych instrumentów na GPW, co pozwoli na rozbudowanie koncepcji podejścia do rynku – mowa o rozwoju tanich funduszy ETF – trzymam za to kciuki.
Jak definiujesz sukces w inwestowaniu?
Dla mnie sukcesem jest uzyskanie stopy zwrotu wyższej, niż stopa zwrotu osiągnięta z najbezpieczniejszych sposób lokowania środków, czyli oszczędzania przez lokaty czy obligacje. Wszystko, co powyżej, uznaję za sukces i premię za ryzyko, która z nim się wiąże.
Jakich wyników oczekiwałeś w czasie wzrostów oraz w czasie spadków?
Jeśli chodzi o zakładany wynik, to w zasadzie po 12 latach od złożenia swojego pierwszego zlecenia na GPW (uczyniłem to na drugim roku studiów) doszedłem do wniosku, że na rynku nie ma co zakładać wyników – zwłaszcza tych dodatnich. Pojawia się wtedy wiele barier psychologicznych lub zachowań, które na siłę pchają nas, aby ten określony wynik osiągnąć. To wszystko na rynku, który z grubsza jest nieprzewidywalny. Mowa tu m.in. o pułapkach okrągłych kwot lub okrągłych stóp zwrotu. Gdy brakuje niewiele do osiągnięcia „celu” często podejmuje się nieracjonalne decyzje obarczone dużym ryzykiem. Natomiast jedyne co można kontrolować, to wielkość strat. Tutaj już my sami decydujemy ile możemy stracić na danej inwestycji.
Jaki miałeś benchmark?
Ze względu na dość szerokie spektrum wykorzystywanych instrumentów finansowych dających ekspozycję na różne klasy aktywów (surowce, waluty, indeksy) oraz akcje za benchmark przyjąłem wyniki funduszy absolutnej stopy zwrotu. Te również mają dość elastyczną politykę inwestycyjną, a moim celem było uzyskanie jak najlepszego wyniku w każdych warunkach rynkowych, z ekspozycją na różne rynki. Stąd też dla „zabawy” zamieszczałem często przy swoich wpisach w social media hashtag #ŚcigamSięzTFI [śmiech].
W jakie inwestowałeś instrumenty?
Inwestowałem głównie w certyfikaty RCB dostępne na GPW z ekspozycją na rynek surowców, co stanowiło ponad połowę transakcji. Pozostałe transakcje odbywały się na zwykłych akcjach oraz na certyfikatach Turbo. Na początku również w portfelu znajdował się ETFy na DAX czy S&P500, ale szybko zostały z niego usunięte.
Dlaczego wybrałeś akurat te instrumenty? Certyfikaty inwestycyjne to chyba nie jest najbardziej popularny instrument…
Wybrałem te instrumenty głównie z ciekawości i jako alternatywa dla kontraktów terminowych czy CFD. Mało kto wie, że na polskiej giełdzie można mieć ekspozycję na wzrost czy spadek cen miedzi, srebra, ropy, złota, kakao, kawy itp. Również wtedy prowadząc swoje programy i transmisje w telewizji internetowej o rynkach nie mógłbym Widzom mówić o czymś, czego nie przetestowałem. Dodatkowo jak wiemy nadchodziły regulacje ESMA, które obniżyły dźwignię na instrumentach typu CFD. Chciałem zobaczyć, jaką alternatywę właśnie dla tego rynku stanowią wspomniane certyfikaty. Można powiedzieć, że skłoniła mnie do tego ciekawość, chęć przetestowania na własnej skórze tych instrumentów, a nie tylko mówienie o nich oraz alternatywa dla CFD.
Czy stosowałeś dźwignię (jak dużą)?
Certyfikaty RCB czy Turbo są dostępne z dźwignią i z niej również korzystałem. Dźwignia ta jest od razu w nie wbudowana i od początku wiemy, jaki jest jej poziom. Dla mnie dźwignia sama w sobie nie jest niczym złym. Jest to narzędzie, które można, ale nie trzeba wykorzystywać. Młotkiem można wbić gwóźdź i coś zbudować albo można też wybić szybę i coś zniszczyć, to tylko narzędzie, a to my decydujemy, co z nim zrobimy. Jednak jest to wątek na osobny temat, czyli zrozumienie tego, że dźwignia to możliwość, a nie przymus. Największa zastosowana dźwignia w moim przypadku dotyczyła certyfikatów Turbo i wynosiła około 10. Dla certyfikatów RCB był to poziom 4, ale także i 3 oraz 2.
Czy inwestowałeś w obu kierunkach (wzrosty, spadki)?
Inwestycje lub też spekulacja odbywała się w obydwu kierunkach, co również wynika ze specyfiki certyfikatów. Najtrafniejsze transakcje na spadki pojawiały się np. na miedzi czy ropie, a na wzrost na rynku kakao, złota czy srebra. Nie zabrakło też np. handlu pod spadek WIG20, gdzie również mało kto wie, że można to zrobić w inny sposób niż kontraktem terminowym. Po pierwsze nie trzeba posiadać żadnego innego rachunku do instrumentów pochodnych, po drugie nie ma żadnych depozytów zabezpieczających, po trzecie nie ma rolowań i po czwarte można mieć mniejsze środki niż w przypadku futures, aby zyskiwać na spadkach.
Jaki był twój horyzont inwestycyjny?
Wybrałem instrumenty z GPW oraz relatywnie niską dźwignię ze względu na chęć wydłużenia horyzontu inwestycyjnego. To z kolei było podyktowane zwyczajnie innymi codziennymi obowiązkami – w myśl zasady, że czym mniej dostępnego czasu, tym na wyższe interwały należy spoglądać.
Na jakiej podstawie zawierałeś transakcje?
Ponieważ z jednej strony chciałem połączyć średni horyzont inwestycyjny z rynkiem surowców, to bardzo pomocny w tym był raport Commitment of Traders publikowany przez amerykańską komisję CFTC. Wcześniej również analizowałem informacje z niego płynące, ale dla rynku walutowego. Rozszerzyłem to również o rynek surowców. W skrócie jest to raport, w którym publikowane są konkretne dane dotyczące liczby otwartych kontraktów na wzrost i na spadek danego instrumentu bazowego. W ten sposób można dość szybko zobaczyć, który z rynków jest faktycznie wykupiony lub wyprzedany (nie patrząc na wskaźniki analizy technicznej).
Czyli grałeś przeciwtrendowo?
Tak, głównie kupowałem to, co było wyprzedane i tanie, a sprzedawałem to, co było wykupione i drogie. Dodatkowo przydatną obserwacją była obserwacja rozbieżności między ceną, a zaangażowaniem uczestników rynku. Takim ostatnim spektakularnym przykładem był rynek ropy, gdzie mało kto na rynku futures otwierał nowe pozycje długie, gdy ceny docierały do 75 USD za baryłkę. To był dość jasny sygnał słabego rynku byka.
Brzmi super, ale czy zawsze udaje się kupić i sprzedać we właściwym momencie?
Takie podejście ma też oczywiście swoje wady, ponieważ żaden rynek nie jest tak mocno wykupiony czy wyprzedany, aby nie mógł być jeszcze bardziej. To najbardziej odczułem na rynku kawy. Systematycznie podkupowałem certyfikaty z ekspozycją na wzrost cen od czerwca 2018, a kontrakt spadał systematycznie do września jeszcze o jakieś 20 proc. Wybory w Brazylii i skrajne pozycjonowanie doprowadziło wtedy do potężnego zjawiska „short squeeze”, po którym transakcje zostały zamknięte. Ewidentnie timing otwierania był tutaj bardzo nieodpowiedni i mimo finalnie wyjścia na plus pojawiło się największe obsunięcie na rachunku.
Czy cały czas miałeś zainwestowaną pełną kwotę?
Wyróżniam dwa sposoby zarządzaniami pieniędzmi, ale nie tymi, które już są na rachunku maklerski, a tymi, które dopiero na ten rachunek trafią. Pierwszy z nich chyba zna każdy. Czyli mamy zebrany już jakiś kapitał i chcemy zainwestować go w całości. Zatem jednorazowo na rachunku pojawia się znaczny kapitał w relacji do całych posiadanych środków. Ja ten schemat też bardzo dobrze znam. Natomiast tutaj chciałem spróbować czegoś innego, czegoś na zasadzie własnego prywatnego funduszu, który regularnie pozyskuje środki, które następnie inwestuje.
Czyli regularnie coś dopłacałeś?
Tak, na tę chwilę średnia miesięczna wpłata na ten cel wyniosła około 1750 zł. Według mnie inwestowanie na GPW w jedno zlecenie kwoty mniejszej niż 1000 zł nie ma za bardzo sensu ze względu na koszty. Na szczęście dla osób, które chciałyby inwestować regularnie mniejsze kwoty, mamy już niskokosztowe fundusze, gdzie zacząć można od 100 zł. Natomiast póki co ekspozycja na różne rynki jest bardzo ograniczona.
Czy za każdym razem inwestowałeś tą samą kwotę?
Już na samym rachunku zarządzanie zależało od przekonania (tak, to było bardzo subiektywne) co do realizacji zakładanego scenariusza. Jeśli przekonanie było duże, to wielkość pojedynczej transakcji rosła. Jeśli natomiast odbywało się to na zasadzie: te akcje są już tanie, ale może będą jeszcze tańsze i wtedy je kupię, ale co jeśli zaczną drożeć już teraz, to najpierw kwota była niewielka, a gdy było taniej zwiększała się – piszę to na przykładzie PEKAO.
Cała kwota była rzadko inwestowana w pełni, a na pewno nie w jeden instrument.
Ile czasu zajmuje realizacja takiej strategii? Cały dzień siedziałeś przed wykresami?
Z racji mojej pracy zawodowej spędzam dużo czasu na spoglądaniu na to, co dzieje się na rynkach. Natomiast nie oznacza to, że codziennie trzeba podejmować nowe decyzje i pilnować transakcji chyba, że ktoś lubi i ma czas na typowy day trading. Wtedy potrzebne jest 100 proc. skupienie na małej liczbie rynków i niskich interwałach.
Mogę to podsumować tym, że mimo, iż codziennie mam do czynienia z wykresami, to tylko raz na jakiś czas zainteresuje mnie jakiś rynek, na którym się wtedy skupiam.
Jak sobie radzisz z emocjami?
Emocje przy takim podejściu nie są duże, ale oczywiście w ich tłumieniu czy nawet braku intensywnego występowania pomaga czas spędzony na rynku. Oczywiście jest to miłe uczucie, gdy zrealizuje się zakładany scenariusz zwłaszcza, gdy człowiek uświadomi sobie ile to mądrych głów z całego świata, wspartych przez najnowsze technologie, próbuje na rynku zarobić i przewidzieć, co będzie dalej. Każdy próbuje przewidzieć nieprzewidywalne, a gdy to się uda, to jest z tego satysfakcja i sumy pieniędzy nie mają tu znaczenia.
Czy inwestowanie traktujesz jako hobby czy raczej pracę?
Przede wszystkim rynki finansowe dla mnie to wielka pasja. Zainteresowanie nimi już w okresie studiów ekonomicznych, gdzie chciałem sam zobaczyć i poczuć o co chodzi w tej całej giełdzie, akcjach i inwestowaniu, a nie tylko przeczytać o tym w książce czy wysłuchać wykładu. Zawsze ceniłem praktyczne, a nie teoretyczne zajęcia. Ta pasja trwa do dziś, a to ze względu na złożoność procesów, próbę ich zrozumienia, połączenia, ale także ze względu na to, że każdy dzień jest inny – tutaj nie ma nudy czy monotonii.
Z racji tego, że moja praca codzienna polega na komentowaniu wydarzeń rynkowych, wyjaśniania zjawisk i procesów czy przeprowadzaniu analiz i próby określenia tego, co będzie dalej, to również sam staram się z tego korzystać, kładąc na to własne środki i jednocześnie być wiarygodnym w tym, co robię. Aczkolwiek najpierw przeznaczyłem środki na giełdę, a dopiero później zacząłem się na ten temat wypowiadać.
Czy twoim celem jest zarobienie określonej kwoty?
Jak wcześniej wspominałem nie mam z góry określonej kwoty, którą chciałbym uzyskać, aby nie tworzyć celu, do którego się dąży w środowisku, które nie jest zależne ode mnie. Celem jest dobre wykonanie swojej pracy, a jaki będzie rezultat – czas pokaże. Tym odróżniłbym inwestowanie od czegokolwiek innego w życiu, gdzie możemy sobie postawić za cel np. naukę języka obcego, gry na jakimś instrumencie, poprawy wyników w sporcie itp. Tutaj ciężką pracą można wiele osiągnąć i cel zostanie zrealizowany. W inwestowaniu tak niestety nie jest. Tutaj nakład pracy, trudu czy wysiłku nie koreluje z osiągniętym wynikiem w aż tak znaczącym stopniu.
Czy inwestujesz z myślą o jakimś konkretnym celu, np. emeryturze?
Moim założeniem jest zbieranie kapitału w prywatnym funduszy emerytalnym. Z tym, że do emerytury mi jeszcze daleko i nie wiem, czy tych środków nie będę potrzebować wcześniej.
Natomiast celem nie jest jedynie zajmowanie się inwestowaniem. Kiedyś miałem też takie założenie, że jedyne co bym chciał robić, to zarabiać na rynkach. Nawet próbowałem przez 3 miesiące – nic innego nie robiłem od rana do wieczora. Wniosek był z tego taki, że takie zajęcie bardzo niszczy i to nie tylko wzrok. Człowiek traci kontakt z rzeczywistością, ludźmi, otoczeniem. Generalnie jest to bardzo niezdrowe, a wciąż wiele osób o tym marzy… Natomiast Ci, którzy już odpowiednio długo się tym wszystkim zajmują mają swoje firmy i inne zajęcia.
To chyba zdrowe połączenie…
Dla mnie idealnym połączeniem jest praca z ludźmi i dla ludzi z możliwością lokowania własnych nadwyżek finansowych, ponieważ jest to realizacja w praktyce pasji do rynków finansowych i możliwość rywalizacji na stopy zwrotu jak równy z równym nawet z dużymi instytucjami.
Jak na GPW można mieć ekspozycje na rynek kawy? Szukam jakiegoś sensownego brokera, żeby był ETF na kawę.
Na GPW są chyba certyfikaty inwestycyjne Raiffeisen-a