Podstawy ETF

Czym jest inwestowanie pasywne?

W 1976 John Bogle stworzył pierwszy fundusz indeksowy. Jego celem było odwzorowanie indeksu S&P500. W latach 90-tych XX wieku zaczęły pojawiać się także ETF-y, które miały ten sam cel. Tak narodziło się inwestowanie pasywne. Jest to podejście proste, tanie i niewymagające czasowo, czyli idealne dla osób które na co dzień chcą się skupić na własnej pracy, rodzinie i pasjach. Jednak inwestowanie nigdy nie jest łatwe. W tym materiale dowiecie się, na czym polega inwestowanie pasywne, jakie wiążą z nim trudności oraz jak je pokonywać.

John Bogle

John Bogle, twórca Vanguard, uważany jest za ojca pasywnej rewolucji. Zauważył on, że uśrednione wyniki aktywnie zarządzanych funduszy inwestycyjnych, po uwzględnieniu kosztów, są poniżej wyników indeksów giełdowych. Różnica między wynikiem indeksu, czyli rynku, a średnią wyników funduszy wynosiła 1,6 punktu procentowego, czyli tyle co – UWAGA – przeciętny koszt jaki te fundusze stosowały.

I tak doszedł do wniosku, że dostarczając wynik równy średniej rynkowej, ale BEZ ponoszenia wysokich kosztów, będzie mógł pokonać większość aktywnych funduszy. Na tym właśnie polegał GENIUSZ John’a Bogle. Dlatego, w 1976 roku uruchomił pierwszy fundusz indeksowy na 500 największych spółek amerykańskich – czyli indeks S&P 500. Fundusz ten z powodzeniem działa do dziś jako Vanguard 500 Index Fund.

John Bogle pokazał światu, że bycie PRZECIĘTNYM inwestorem, czyli mając wynik szerokiego rynku, ALE BEZ ponoszenia wysokich kosztów, de facto sprawia że mają oni zwykle lepsze wyniki od inwestorów ponoszących wysokie koszty. Redukcja kosztów inwestowania to najprostszy i najpewniejszy sposób na poprawę wyniku z inwestycji.

⚠️ UWAGA! Aby dowiedzieć się więcej, czym są fundusze indeksowe i ETF-y, sięgnijcie po wpis  „Co to jest ETF„.

Kup i trzymaj

Piękno inwestowania pasywnego tkwi w jego prostocie. Nie wymaga ono dużego zaangażowania, co oznacza, że na co dzień można skupić się na swojej pracy, rodzinie czy pasjach. Na czym dokładnie ono polega? Tu zdarzają się spory, bywa ono różnie definiowane. Najprościej można je opisać hasłem: „Kup i trzymaj”. Chociaż jest to uproszczenie, bo w ramach „trzymania” warto wykonywać rebalancing oraz dostosowywać poziom ryzyka portfela do naszego zmieniającego się wraz z upływem czasu na nie apetytu.

Fundamentem tego podejścia jest wiara w to, że świat będzie nadal się rozwijał, mimo że po drodze mogą być turbulencje, a jej podstawą jest historia. Weźmy przykład ostatniego stulecia. Pomimo wojen światowych i innych kataklizmów, świat się rozwijał. Globalny rynek akcji w całym stuleciu systematycznie osiągał nowe szczyty. Warto dodać, że pośród wszystkich klas aktywów, to właśnie rynek akcji dawał historycznie największą stopę zwrotu powyżej inflacji.

Trzeba podkreślić, że „kup i trzymaj” nie oznacza „kup i zapomnij”. Oferta domów maklerskich zmienia się – warto do czasu do czasu sprawdzać czy warunki prowadzenia rachunku u naszego brokera nadal są atrakcyjne (czy opłaty się nie zwiększyły). Może się też zdarzyć, że strategia naszego funduszu została zmieniona (na przykład w wyniku połączenia z innym), bo nie spełniał założeń biznesowych dostawcy. Należy pilnować ryzyka w portfelu, ale o tym za chwilę.

Horyzont czasowy

Podstawą podejścia pasywnego jest DŁUGI HORYZONT CZASOWY. Przeważnie przyjmuje się, że powinien on wynosić minimum 5 lat. Dlaczego akurat tyle? Bo rynki są zmienne, regularnie zdarzają się okresy spadków. Portfele z dużym udziałem akcji potrafią zanurkować najbardziej. Historycznie, jeżeli ktoś zainwestował w portfel z dużym udziałem akcji w pechowym momencie – w okolicach szczytu, to aby wyjść znowu na plus, musiał czekać nawet ponad 5 lat.

5 lat to minimalny zalecany okres. Lepiej przyjąć 10 czy 20 lat – wtedy, przy dobrze zdywersyfikowanym portfelu, ryzyko tego, że wyjmiemy z niego mniej niż włożyliśmy, maleje. Historycznie, inwestując np. w akcje amerykańskie przez minimum 20 lat, w ostatnim stuleciu udawało się pokonać inflację ZAWSZE, nawet jeżeli rozpoczynaliśmy inwestycję w najbardziej pechowym momencie. To oznacza, że inwestowanie pasywne może być dobrym wyborem, jeżeli naszym celem inwestycyjnym jest emerytura czy przyszłość dzieci.

Dywersyfikacja

Budując pasywny portfel należy wybrać kilka klas aktywów, które są ze sobą słabo powiązane. Najczęściej tworzą go akcje i obligacje. Czasem także surowce, nieruchomości, a nawet kryptowaluty. Akcje są w długim terminie najbardziej zyskowne, ale potrafią zaliczać też najmocniejsze obsunięcia. Dodanie do portfela na przykład obligacji będzie go stabilizować, obniżając stopy zwrotu ale także ryzyko, co będzie nam pomagać przetrwać zawirowania rynkowe. Zróżnicowanie klas aktywów powoduje, że gdy jedne będą spadać, inne powinny rosnąć lub przynajmniej stać w miejscu. Dzięki temu zmienność będzie mniejsza, spadki będą płytsze i krótsze. 

Weźmy przykład 2 portfeli: pierwszy składa się w 100% z akcji USA, a drugi w 60% z akcji, a w 40% z obligacji amerykańskich. W okresie 1972-2022 portfel 60/40 zarobił nieco mniej niż czyste akcje, ale maksymalne obsunięcie wyniosło jedynie -36%, podczas gdy same akcje zanurkowały do -55% . Oczywiście, dla wielu osób obsunięcie -36% to nadal dużo, ale to tylko przykład, obligacji można dodać więcej.

Proporcje między klasami aktywów należy dobrać tak, aby móc spokojnie spać. Każdy ma inny „próg bólu” i to sprawa bardzo indywidualna. Badania pokazują, że większość ludzi ma niską tolerancję na ryzyko. Lepiej zarobić mniej, ale wytrwać. Analogicznie, bolid formuły jeden teoretycznie jest najszybszy, ale kierowca bez umiejętności może wypaść z toru na zakręcie. Jeżeli nie mamy na nazwisko Kubica, lepiej kupić sobie Passata. 😉 Jak mocne trzeba mieć nerwy przy różnych portfelach możecie zobaczyć na przykładzie ETF-ów Vanguard LifeStrategy. Przykładowo, portfel 80/20, składający się w 80% z akcji i 20% z obligacji, w okresie 1988-2021 potrafił zanurkować do -46% a portfel 20/80 – jedynie do -14%.

Dywersyfikacja powinna obejmować wiele rynków. Co prawda, światowe rynki to naczynia połączone i wzrosty na jednym rynku często oznaczają wzrosty także na innych, ale nie zawsze. Przykładowo, polskie akcje w ostatnich kilkunastu latach zachowywały się dużo gorzej niż reszta świata, co widać gdy porównamy indeks MSCI Poland do globalnego All Country World Index.

Inwestując na wielu rynkach unikamy ryzyka, że pojedynczy rynek na którym inwestujemy, będzie mocno odstawał od innych. Doświadczenie pokazuje, że tym pojedynczym rynkiem najczęściej jest rynek kraju, z którego pochodzimy. To dość powszechne zjawisko pod każdą szerokością geograficzną i nosi ono nazwę “Home bias”.

Inwestowanie na różnych rynkach siłą rzeczy przeważnie oznacza różne waluty w portfelu, co zapewnia dodatkowy poziom dywersyfikacji. Weźmy przykład indeksu akcji całego świata MSCI ACWI – ponad 60% stanowi dolar amerykański (bo taki jest udział akcji z USA), około 5% to japoński jen, ponad 3% funt brytyjski, niecałe 3% – dolar kanadyjski, 2,5% – chiński juan, a pozostałe 20% to inne waluty (w tym euro).

W czasie spadków na rynku akcji dolar amerykański przeważnie się umacnia, częściowo amortyzując spadki wyrażone w złotych. Przykładowo, w czasie spadków w 2020 akcje amerykańskie spadały maksymalnie o -34% w ujęciu dolarowym, a o -29% w ujęciu złotowym, czyli kilka punktów procentowych mniej.

Trzeba tylko zastrzec, że przy portfelach o dużym udziale obligacji, czyli dedykowanych dla najbardziej ostrożnych osób, waluty potrafią mocno rozbujać zmienność, które inwestor może nie być w stanie znieść. Ale to temat na inną okazję.

Ile ETF-ów warto mieć w portfelu?

Ile ETF-ów warto mieć w portfelu? Ogólna zasada brzmi, im mniej tym lepiej. 🙂 W zależności od liczby klas aktywów, które chcecie mieć, w zupełności wystarczy 1-2 lub ewentualnie 3-4 ETF-y. Jeżeli portfel miałby się składać wyłącznie z akcji, może on się składać z zaledwie jednego ETF-u. Oczywiście, można się kłócić czy zdywersyfikowany portfel musi obejmować cały świat czy wystarczy, że będą to rynki rozwinięte, a może same Stany Zjednoczone, które stanowią większość światowego rynku akcji. Ale to dyskusja na osobną okazję. Przykładem ETF-u na cały świat jest iShares MSCI ACWI UCITS ETF USD (Acc).

Jeżeli portfel miałby się składać z akcji i obligacji, nadal można się ograniczyć do jednego ETF-u, sięgając po fundusze typu multi-asset, które inwestują jednocześnie w akcje i obligacji (a niektóre też w inne klasy aktywów). Przykładowo, Vanguard LifeStrategy 80% Equity UCITS ETF (EUR) Accumulating inwestuje w 80% w akcje, w 20% w obligacje globalne. Można też zdecydować się na dwa osobne ETF-y na akcje i obligacje, co daje większą elastyczność (chociaż ma też pewne wady). Można rozważyć ETF na obligacje globalne (na przykład iShares Core Global Aggregate Bond UCITS ETF EUR Hedged – Acc) lub polskie (np. Beta ETF TBSP).

Portfel pasywny może może też obejmować inne aktywa, jak nieruchomości (na przykład Talmud) lub surowce (na przykład All-Weather). Przykładów ciekawych portfeli jest wiele. Czy lepiej mieć jeden lub dwa ETF-y na akcje i obligacje a może bardziej rozbudowany portfel z większą liczbę ETF-ów to szeroki temat i rozwinę go przy nastepnych okazjach.

Jeżeli macie już wybrany portfel i chcecie szybko znaleźć ETF na daną klasę aktywów, możecie sięgnąć po „Rankingi ETF-ów” lub zestawienie „TOP 100 ETF na wszystkie rynki„. 

Kup teraz

Jeżeli mamy wybrany portfel, przechodzimy do zakupu jego składników. Intuicja często podpowiada, aby “kupować tanio, a sprzedawać drogo”. Ale to już jest inwestowanie aktywne. Niektórym się to udaje, ale raczej mniejszości. Dane dla rynku USA pokazują, że przeciętny inwestor osiąga niższe stopy zwrotu niż indeksy akcje a nawet obligacyjne. To dowodzi, jak trudną sztuką jest inwestowanie aktywne.

Dlatego, przy podejściu pasywnym należy zainwestować pieniądze od razu. Jeżeli czujemy zbyt duży stres, to znaczy że trzeba obniżyć ryzyko w portfelu, zmniejszając udział „ryzykownych” klas aktywów. Opcjonalnie można też podzielić kapitał na kilka części i rozproszyć inwestycje w czasie. To tak zwane “uśrednianie”.

Inna rzecz, że w praktyce nasze przychody najczęściej są regularne i oszczędności generujemy co miesiąc. Inwestując w sposób systematyczny część pieniędzy zainwestujemy “drogo”, ale część też “tanio”. Nie ma ryzyka, że całość kupimy “na górce”, bo zakupy są rozproszone w czasie. Do okresów spadków warto podchodzić jak do okazji do tanich zakupów. Jak do promocji w supermarkecie :]

Trzymaj kurs

Jeżeli mamy portfel zbudowany, pozostaje trzymać obrany kurs! Rynki finansowe w długim terminie rosną, jednak okresy wzrostów są przeplatane okresami spadków. Inwestowanie pasywne zakłada, że w czasie spadków inwestor nie dokonuje sprzedaży, lecz cierpliwie czeka. To może wydawać się nieintuicyjne i prawdopodobnie jest najtrudniejszą rzeczą w inwestowaniu pasywnym. Jednak, życie pokazuje że próby “timingu rynkowego” są trudne i inwestorzy źle na tym wychodzą.

Jeżeli bierne obserwowanie topniejącego w czasie bessy portfela jest zbyt bolesne, to prawdopodobnie znaczy, że inwestor źle dobrał ryzyko w portfelu. Innymi słowy, w portfelu prawdopodobnie jest za dużo akcji i trzeba ich udział zmniejszyć. 

Wykonuj rebalancing

Trzymanie obranego kursu nie do końca znaczy nierobienie niczego. Trzeba pilnować poziomu ryzyka w portfelu. Jeżeli proporcje klas aktywów w portfelu zaczynają odbiegać od pierwotnych założeń, należy przywrócić ich „równowagę”. To oznacza dokupowanie tych aktywów, których udział spadł. Skąd wziąć na to środki? Najlepiej z dopłat do portfela, ewentualnie ze sprzedaży tych aktywów, których udział wzrósł.

Załóżmy, że chcemy mieć w portfelu akcje i obligacje w równych proporcjach 60/40. Jeżeli, przykładowo, akcje drożeją i ich udział w portfelu zwiększa się do 70%, sprzedajemy trochę akcji i kupujemy za to obligacje – tak, aby przywrócić pierwotne proporcje 60/40. A jeżeli robimy dopłaty, to zamiast sprzedawania tego, co urosło, po prostu kupujemy to, co spadło, za nowe środki. Dla jasności – rebalancing dopłatami nie zawsze jest możliwy – bo portfel rośnie i z czasem dopłaty mogą być za małe.

 

Regularne wykonywanie rebalancingu może być postrzegane jako nudne i oznaczać generowanie zdarzeń podatkowych. Aby tego uniknąć, rebalancing można zautomatyzować, korzystając z ETF-ów typu multi-asset, czyli takich które inwestują jednocześnie w akcje i obligacje, np. Vanguard LifeStrategy. Automatyzację oferują też robo-doradcy, czyli firmy, które zarządzają aktywami za dodatkową opłatą (np. Portu lub Finax), a powoli także domy maklerskie oferujące zlecenia cykliczne (np. zlecenia cykliczne w Interactive Brokers lub Plany Inwestycyjne w XTB).

Ścieżka schodzenia

Wraz z wiekiem wiele osób ma coraz mniejszy „apetyt na ryzyko”, a coraz większy apetyt na tak zwany “święty spokój”. Dlatego, ogólna zasada jest taka, że im bliżej celu inwestycyjnego, tym portfel powinien być mniej ryzykowny. To oznacza, że im bliżej celu, tym mniej powinno być w portfelu aktywów ryzykownych, jak akcje. Jest to tak zwana “ścieżka schodzenia”.

Powodem, dla którego niektórzy zalecają jej stosowanie, jest zminimalizowanie ryzyka, że tuż przed emeryturą, lub na jej początku, portfel zaliczy duże obsunięcie kapitału. Taka sytuacja może być groźna pod kątem wypłacalności portfela w okresie emerytalnym.

Jednak, nie jest to, żelazna reguła. Część osób może mieć wręcz rosnący apetyt na ryzyko, o ile część bezpieczna portfela, w wartościach bezwzględnych, ma odpowiednio dużą wartość. Niektórzy też dopiero z czasem zwiększają ryzyko w portfelu – wtedy, gdy zaczynają czuć, że rozumieją rynek (w myśl zasady „inwestuj w to, co rozumiesz”).

Podatki

W pierwszej kolejności zdecydowanie warto rozważyć prowadzenie portfela pasywnego przez rachunek emerytalny jak IKE czy IKZE, dzięki czemu można oszczędzać na podatkach i uniknąć obowiązku rozliczania się z fiskusem. Jest też OIPE, czyli trzeci typ rachunku emerytalnego (aktualnie oferuje go jedynie Finax). Tu można oszczędzać na podatkach podobnie jak na IKE, ale występuje dodatkowa opłata za zarządzanie, więc to czy się opłaca zależy od kilku czynników (polecam artykuł OIPE – czy warto otworzyć “europejskie IKE”?)

Jeżeli limity wpłat na rachunki emerytalne są zbyt niskie lub z innego powodu one Wam nie odpowiadają, można rozważyć inwestowanie przez rachunek „zwykły”, czyli standardowo opodatkowany. Tu łatwiej też o automatyzację, bo można skorzystać na przykład ze zleceń cyklicznych w Interactive Brokers lub „Planów Inwestycyjnych” w XTB (warto wiedzieć, że XTB planuje też udostępnienie Planów Inwestycyjnych przez rachunki emerytalne). Jak rozliczać podatki inwestując przez rachunek zwykły dowiecie się z moich artykułów o rozliczaniu podatków.

Najczęstsze błędy

Inwestowanie pasywne jest najprostszym podejściem inwestycyjnym, ale to wcale nie oznacza że jest łatwe. Inwestorzy często wpadają w typowe pułapki, co widać w analizach publikowanych między innymi przez polskie domy maklerskie.

Przede wszystkim brakuje nam regularności. Po dokonaniu jednej lub kilku wpłat nie dokonujemy następnych, a w ten sposób portfel nie urośnie. Aby tego uniknąć, można na przykład automatyzować wpłaty, ustawiając zlecenie stałe w swoim banku.

Jeżeli nawet dokonujemy wpłat, często wstrzymujemy się z inwestycjami zastanawiając się na przykład po serii wzrostów, czy nie jest „zbyt drogo”, a po spadkach – czy może rynek nie spadnie jeszcze bardziej. Brzmi znajomo? 🙂 W efekcie gotówka często leży niezainwestowana przez długi czas, zjada ją inflacja, a rynek nam odjeżdża. Aby temu zaradzić, można korzystać ze specjalnych typów zleceń lub usług automatyzujących zakupy, które zaczynają być dostępne. Są to na przykład zlecenia cykliczne w Interactive Brokers lub Plany Inwestycyjne w XTB. Rozwiązaniem mogą też być fundusze indeksowe, jak te z platformy inPZU – jak wypadają na tle ETF-ów dowiecie się z materiału „Fundusze indeksowe inPZU vs ETF [2024]„. Można też próbować ustawiać przypomnienia w telefonie lub komputerze.

Częstym błędem jest też komplikowanie struktury portfela poprzez dodawanie do niego zbyt wielu ETF-ów w imię źle pojętej dywersyfikacji, zwłaszcza przy małym portfelu. Zarządzanie rozproszonym portfelem jest trudne. Rebalancing jest bardzo kłopotliwy, a koszty transakcyjne mogą zepsuć jego wynik. Z portfelem np. 10 ETF-ów poradzi sobie instytucja finansowa, która zarządza większym kapitałem, ale „Kowalski” powinien raczej obrać kierunek na ograniczenie tej liczby, na przykład do jednego lub dwóch/trzech.

Podsumowanie

Największą zaletą inwestowania pasywnego jest prostota. Ilość czasu i wiedzy potrzebne do prowadzenia portfela pasywnego są najmniejsze. Ponadto, prowadzenie takiego portfela można w dużym stopniu zautomatyzować. Jest to też podejście tanie – prowizje i podatki mogą być minimalne. Dlatego wydaje się to najlepsze podejście dla całej masy osób (może nawet większości).

Chociaż to, że jest to podejście proste, wcale nie oznacza, że jest łatwe. Bierne obserwowanie topniejącego w czasie spadków kapitału dla wielu osób może być torturą. 🙂 Wykonywanie rebalancingu też może być trudne. Zakłada on, na przykład, dokupowanie akcji w czasie spadków, podczas gdy nasza intuicja może nam podpowiadać coś zupełnie innego – “ratuj się kto może”. A, przede wszystkim, trzeba nastawić się na długi termin, co może być trudne. Zwłaszcza dla osób w młodym wieku, którym ciężko wyobrazić sobie perspektywę na przykład emerytury. To oznacza, że w wielu przypadkach, do podejścia pasywnego trzeba dojrzeć. Wiele pułapek behawiarlnych można uniknąć automatyzując inwestowanie, a takich możliwości przybywa.

Ze względu na prostotę warto rozważyć podejście pasywne jako pierwsze. Ale jeżeli bilans zalet i wad wydaje wam się niekorzystny, warto rozważyć podejście AKTYWNE! Bez względu na to, na które podejście się zdecydujecie, ETF-y świetnie nadają się w obu przypadkach.

5 2 votes
Article Rating
Powiadomienia o nowych komentarzach
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
RSS
RSS
8 miesięcy temu

Mam pytanie do tabelki „Czas maksymalnego obsunięcia [lata], 1925-2021”.
Czy dla tych portfeli wykonywany był rebalancing?

Jarek
Jarek
8 miesięcy temu

Cześć Artur,
popraw proszę obraz wykresów z punktu 8, byłeś w trakcie edycji, gdy robiłeś zrzut.
Dzięki za artykuł i pozdrowienia.

1

Spis treści