Większość ludzi ma niski poziom akceptacji ryzyka oraz potrzebę płynnego dostępu do swoich oszczędności. Stąd większość portfeli stanowią lokaty i konta oszczędnościowe. Jednak w praktyce części pieniędzy nie potrzebujemy mieć pod ręką a latami leżą one na niskooprocentowanych lokatach. Dla tej części warto rozważyć alternatywy, od których oczekiwać będziemy wyższej stopy zwrotu przy niewielkim ryzyku. Jedną z nich są obligacje korporacyjne, które stanowią większość portfela Remigiusza Iwana, autora portalu RynekObligacji.com. W portfel obligacji zainwestował już większość swojej gotówki z lokat i opowiada ile na nim zarabia, jak go zbudował i jaki ma warsztat.
Wszyscy zachwycają się akcjami i forex’em, a Ty piszesz, że inwestowanie w obligacje jest fascynujące. Dlaczego inwestujesz w obligacje korporacyjne?
Analiza finansowa spółek zawsze mnie fascynowała, a na rynku obligacji Catalyst dochodzi jeszcze jeden sposób inwestowania – poszukiwanie niedoszacowanych obligacji.
Przy obligacjach korporacyjnych zasadniczo, jeżeli dobrze przeanalizowałeś spółkę, to na koniec przychodzi moment „sprawdzam” czyli wykupu obligacji i Twoje środki, powiększone o wcześniej wypłacane odsetki, wracają do Ciebie. Nagrodą za analizę emitentów jest wyższe oprocentowanie, niż na lokatach.
Wierzę, że przy rozsądnym działaniu na rynku obligacji korporacyjnych da się zarabiać więcej, niż na lokatach, przy jednocześnie ograniczonym ryzyku. Chociaż trzeba pamiętać, że rynek Catalyst czeka na swoją pierwszą poważną bessę, wtedy przyjdzie moment prawdziwej weryfikacji.
Jak zaczynałeś swoją przygodę z inwestowaniem? Jak ewaluowało Twoje podejście?
Początki to lata 2001-2002, już dokładnie nie pamiętam. Z pierwszych zarabianych po studiach pieniędzy praktycznie od razu wydzielałem część na oszczędzanie / inwestowanie. Z różnym rezultatem i z różnym zaangażowaniem bawiłem się giełdą. Potem przyszła hossa i oczywiście poczucie “zaj…ści”. Wszystko co kupowałem rosło, kasy przybywało i wydawało się, że eldorado nie będzie miało końca. A potem, jak to powiedział profesor na studiach, „dzięki giełdzie zarobiłem na malucha, a potem tego malucha straciłem” i ze mną było podobnie. 2007-2008 rok to bardzo duża lekcja życia i psychiki, z zysków zrobiły się duże straty, których nie potrafiłem ciąć, część akcji trzymałem długie jeszcze lata. Nauczyłem się, jak działa tarcza podatkowa w praktyce. Po tym oparzeniu było dużo ostrożniej, kupowałem akcje w sposób bardziej wyważony i za taką część kapitału, aby w przypadku straty nawet 10-20 proc. na portfelu akcji, nie mieć stresu.
I wreszcie w pewnym momencie napotkałem rynek obligacji korporacyjnych Catalyst i stwierdziłem, że obligacje korporacyjne mogą być fajnym uzupełnieniem portfela, w którym jest zdecydowana większość lokat i trochę akcji. Krok po kroku zwiększałem zaangażowanie w obligacje, aż na dziś prawie wszystkie lokaty przeniosłem na rynek długu firm.
Jakie są wyniki Twojego portfela?
Wyniki swojego głównego portfela regularnie od kilku lat publikuję na blogu. Co miesiąc podaję również, jakich emitentów mam w portfelu i jakie transakcje zawarłem. Przykładowo tutaj znajdziesz podsumowanie roku 2016.
W 2016 roku zarobek wyniósł 6,8%, w 2015 1,6% (jeden z emitentów zbankrutował), a w 2014 6,2%. Moim celem jest zarabiać więcej niż na lokatach, a idealnie jest jak jednocześnie pobijam wyniki funduszy obligacji korporacyjnych i póki co to się udaje. Przy obligacjach korporacyjnych najważniejsze jest omijać bankructwa emitentów, wtedy wynik „robi się sam”.
W jakie obligacje inwestujesz?
Większość portfela staram się mieć wypełnioną obligacjami emitentów uważanych za bezpiecznych, przy czym staram się, aby żaden z emitentów nie przekroczył 10% udziału w portfelu. Mniejsze kwoty (2-miesięczny zysk z portfela, czyli 1% portfela) przeznaczam na emitentów oferujących nieco wyższe oprocentowanie przy wyższym oczywiście ryzyku. To są pewne ogólne zasady, sytuacja na rynku jest dynamiczna, a że z racji blogowania codziennie jestem na nim obecny, to i skład mojego portfela potrafi się dynamicznie zmieniać i czasami naginam zasady.
Twój portfel inwestycyjny jest bardzo ładnie zdywersyfikowany. Jak go zbudowałeś?
Gdybym dziś z wiedzą, którą mam, chciał zbudować portfel zdywersyfikowany, pewnie w ciągu miesiąca bym już szkielet miał. Przeszkodą jest fakt, że nierzadko trzeba chwilę poczekać na możliwość kupna danej obligacji po atrakcyjnej cenie.
Natomiast oczywiście sam proces budowy portfela u mnie trwał dużo dłużej, uczyłem się, poznawałem kolejne spółki i dokupywałem ich obligacje. Jak dziś patrzę na pierwsze składy portfela, to włos mi się jeży na głowie, co tam się znajdowało 🙂
Praktycznie wszystko kupowałem na rynku wtórnym. Od tego roku nieco bardziej zerkam w kierunku rynku pierwotnego, także dzięki stworzeniu projektu Bazy Inwestorów.
Co jest najtrudniejsze w inwestowaniu w obligacje?
Dla mnie na przykład są to niedobre nawyki z rynku akcji, czyli chęć podejmowania niepotrzebnego ryzyka, kupowania obligacji o wysokim oprocentowaniu. Liczby i praktyka pokazują, że lepiej jest „ciułać” odsetki od stabilnych dużych emitentów, niż szukać „okazji” rynkowych. Niestety, rynek obligacji nie jest dynamiczny, więc czasami serce się rwie do przeprowadzania bardziej ryzykownych transakcji. Przykład – niedawno na portfel IKE (nie opisuję go blogowo) kupiłem obligację spółki Action, która jest w postępowaniu restrukturyzacyjnym, licząc na podpisanie układu i fajny ekstra zysk. Póki co moje założenia okazały się błędne. Z puntu widzenia stabilnego budowania zysku portfela transakcja całkowicie niepotrzebna.
Jak długo trzymasz obligacje?
To zależy. Kupuję obligację, a jak jej cena ładnie wzrośnie to sprzedaję. W zasadzie na każdą zakupioną obligację mam ustawione zlecenie sprzedaży po interesującej mnie cenie. Z racji prowadzenia bloga „zawodowo” na rynku jestem obecny codziennie. Rzadko, ale zdarza się, że dana obligacja dociągnie do wykupu, chociaż wykup to zawsze jakieś tam dodatkowe ryzyko, więc jak się da, to obligację sprzedaję przed tą operacją.
Jak wygląda monitorowanie portfela?
Przeglądam raporty finansowe spółek, im spółka mniejsza, bardziej ryzykowna, tym przegląd jest bardziej wnikliwy. Jak spółka jest duża i stabilna (Kruk, Alior) to jedynie pobieżnie zerkam na cyferki.
Dodatkowo raz w miesiącu robię na blogu przegląd kursów akcji emitentów obligacji korporacyjnych. Zdecydowana większość emitentów obligacji notowana jest na giełdzie akcji. Więc kursy akcji “odwalają” za mnie dużą część roboty, często to akcjonariusze wiedzą lepiej i szybciej o tym, co się w danej spółce dzieje.
Na co zwracasz uwagę kupując obligacje? Jak analizujesz spółki?
Wiele aspektów się liczy i one mogą się zmieniać w zależności od branży, czy spółki. Na pewno patrzę na bilans, czy jest „zdrowy”, czy jest z roku na rok powtarzalny, czy jest odpowiedzialne zarządzanie finansami w spółce. Fajnie jest, jak co roku spółka generuje zyski. Analizuję właścicieli, czy w razie problemów mogą dokapitalizować spółkę, patrzę na zarząd i jego doświadczenie w poprzednich miejscach pracy. Generalnie analiza jakościowa jest dla mnie bardzo ważna. Sprawdzam co napisał audytor w opinii do raportu rocznego. Pytam się Czytelników co sądzą o biznesie danej spółki – mam kilku „informatorów” – ja jestem od liczb, oni od realnego biznesu :). Generalnie przy obligacjach, w przeciwieństwie do akcji, preferowane są nudne, powtarzalne, dobrze zarządzane biznesy ponad wizje i plany rozwojów spółek :).
Czy samodzielna budowa portfela obligacji korporacyjnych to dobry pomysł dla przeciętnego Kowalskiego? Czy nie lepiej skorzystać z funduszy inwestycyjnych?
W świetle niskich stóp procentowych, gdy obligacje rozsądnych emitentów dają 3-6%, prowizja zabierana przez fundusz (1-2%) sprawia, że inwestowanie poprzez TFI ma raczej mały sens, zwłaszcza, że pod uwagę trzeba wziąć jeszcze możliwość bankructwa emitenta i spadek wyniku funduszu z tego tytułu. Uważam, że nawet przeciętny Kowalski (przeciętny = taki co rozumie, na czym polega inwestowanie i chce poświęcić trochę czasu na dalszą edukację) jest w stanie zbudować sobie mały portfel obligacji z w miarę bezpiecznych emitentów, np.: Kruka, Alior Banku, Banku Pocztowego, Cyfrowego Polsatu i paru innych nieco mniej znanych. Za zakup takich obligacji szkoda płacić prowizję funduszowi inwestycyjnemu, który często właśnie takich emitentów trzyma w portfelu.
Fakt – fundusze obligacji pobierają opłatę za zarządzanie (przynajmniej 1%). Jednak zapewniają dywersyfikację emitentów oraz płynność. Wydaje mi się, że portfel obligacji samodzielnie może budować ktoś, kto ma umiejętności analityczne, które opisałeś powyżej oraz jest skłonny poświęcić swój czas. Jak ktoś ma małą wiedzę, może się okazać, że kupi obligacje emitentów zbyt ryzykownych (którzy będą bankrutować) lub zarobi nie więcej, niż fundusz inwestycyjny (który nie wymaga wkładu pracy). Kto, według Ciebie, może samodzielnie inwestować w obligacje?
Ktoś, kogo nie przeraża inwestowanie, kto ma chęć rozwijać się w tej dziedzinie. Jeżeli dana osoba zawsze korzystała tylko z lokat i boi się straty, to pewnie lepiej będzie jej zostać przy lokatach, ewentualnie małą część portfela zainwestować w fundusz. Z funduszami jest ten problem, ze często kupują obligacje płacące 2-3% odsetek rocznie, co po pomniejszeniu zysku o prowizje czyni te transakcje wręcz bezsensowne.
Jeżeli dana osoba szuka większego zysku niż na lokacie i jest skłonna poświęcić nieco czasu na pozyskanie wiedzy, to jak najbardziej może spróbować samodzielnie. Nikt nie każe jej kupować 20 spółek i tworzyć od razu skomplikowanego portfela. Wręcz przeciwnie, uważam, że taki portfel powinna tworzyć stopniowo i to zaczynając od najbardziej bezpiecznych spółek, nawet dających odsetki tylko nieco wyższe niż lokaty. Można sobie założyć strategię, że co miesiąc kupuję obligacje jednego emitenta za 1% portfela. Wtedy mówimy o minimalnym ryzyku i jest czas na zapoznanie się ze spółkami i rynkiem obligacji w ogóle. Natomiast gdy ktoś liczy na start na zarobki typu 6-8% to jest to szybka droga do porażki, wtedy doradzam fundusz
Często mówi się, że w inwestowaniu najtrudniejsze jest opanowanie emocji. Czy przy inwestycjach w obligacje również się one pojawiają? Jak jak sobie z nimi radzić?
Tak, emocje w inwestowaniu są zawsze. Wspomniałem o tym wcześniej, w kontekście dążenia do podejmowania nadmiernego ryzyka.
Inny przykład – czaję się na obligację jakiegoś emitenta, ale jej cena jest dla mnie za wysoka. Czekam aż spadnie. I nagle tak się dzieje, cena spada, tylko mocniej niż zakładałem. Co teraz? Może coś nie tak ze spółką, ktoś wie coś więcej, może zamiast dokupować, powinienem sprzedać to co mam? W takich sytuacjach mocno pomaga wiedza, czyli dogłębne wcześniejsze poznanie danej firmy. Można wyłączyć emocje i działać zgodnie z wcześniej założonym scenariuszem. Polecam inwestować w jedną spółkę taką część swojego portfela, aby strata części albo całości środków nie odbiła się negatywnie na Twojej psychice.
Jesteś współautorem poradnika „Jak zacząć inwestować w obligacje korporacyjne”. Co można w nim znaleźć i komu go polecasz?
Poradnik to moja inicjatywa podzielenia się z Czytelnikami wiedzą i doświadczeniem z zakresu inwestowania w obligacje korporacyjne. Do współpracy w tworzeniu poradnika zaprosiłem Emila Szwedę, właściciela portalu Obligacje.pl – nikt z piszących nie ma chyba takiej wiedzy i doświadczenia, jak on.
W poradniku krok po kroku wyjaśniamy na przykładach podstawowe pojęcia związane z obligacjami, opisujemy ryzyko inwestycji w obligacje i dajemy konkretne oparte na naszym doświadczeniu rady, jak radzić sobie na tym rynku. Wg mnie jest to lektura obowiązkowa dla każdego, kto zaczyna, albo już działa na rynku obligacji.
[…] Obligacja […]
Wydaję mi się, że zaznajomienie się z tym tematem nie jest aż tak trudne – na pewno łatwiej jest zrozumieć, jak inwestować w obligacje, niż np. w akcje. Chociaż dla większości osób to i tak zazwyczaj jest tylko sposób na dywersyfikację portfela, o czym można przekonać się tu http://bestcapital.pl/dla-inwestorow/obligacje-korporacyjne/ . Zysk nie jest jednak tak imponujący, jak w przypadku innych instrumentów finansowych.